Redakcja. seks przed ślubem spowiedź a życie erotyczne czy seks przed ślubem to grzech spowiadanie się z seksu. Piszę do Was, bo już nie daję sobie rady. Mam problem z moim chłopakiem, który w ogóle nie jest dyskretny. Opowiada obcemu człowiekowi o wszystkim, co nas dotyczy. Mnie o zdanie nie pyta, bo to podobno dotyczy to tylko jego.
A mianowicie: a to nie jest tak, że będziemy współżyć przed ślubem i się po prostu wyspowiadamy? To zależy, czy chcesz być wierząca naprawdę, czy też na niby. Jeśli naprawdę, to wśród warunków, które trzeba spełnić, aby rozgrzeszenie naprawdę się wydarzyło, jest żal za grzechy i postanowienie poprawy.
Biblia poucza, aby nie współżyć przed tym prawdziwym ślubem, by nie doprowadzić się do niepotrzebnej rozpusty. Odpowiedź została zedytowana [Pokaż poprzednią odpowiedź] Ślub kościelny to tylko ceremonia jednocząca ludzi w majątku.
powiedz, że nie dlatego żeś wróciła, żeby być przed wieczorem w domu, ale dlatego żem. ci zabrał serce. Chociaż mnie to wiele kosztowało, jednak poszłam do przełożonej i. powiedziałam szczerze powód dla którego tak wcześnie wróciłam i przeprosiłam Pana za. wszystko, co Jemu się nie podoba.
Co robić, gdy nie jestem pewny ślubu, ale boję się, że lepszej nie znajdę. Jak odejść przed ślubem, gdy jest się z toksyczną narzeczoną, z kłótliwą dziewczyną. Jak obliczyć ryzyko nieszczęśliwego małżeństwa i uniknąć tragedii. Jak rozpoznać, że kobieta tylko udaje dobre zachowanie przed ślubem, a potem zmieni się na
Vay Tiền Nhanh Ggads. Odpowiedzi 1. Bo tak zwane "sprawdzenie się" przed ślubem (to znaczy, czy pasujecie do siebie fizycznie albo czy jesteście psychicznie zestrojeni) jest w gruncie rzeczy kłamstwem. Wam wcale nie chodzi tak naprawdę o "dopasowanie się", ale tylko o znalezienie "mądrej" racji dla podjęcia współżycia, bo przecież "kota w worku" się nie kupuje. 2. Bo popularne twierdzenie, że miłość uprawnia ludzi do pójścia ze sobą do... łóżka, jest w gruncie rzeczy jedną wielką bzdurą. Prawdziwa miłość nie daje przecież praw! Daje obowiązki! 3. Bo współżycie przed ślubem, nawet przy najlepszej motywacji, ostatecznie daje odczucie popełnionej nieuczciwości, zerwania zakazanego owocu. Nauczywszy się nieuczciwości przed ślubem, będziecie po prostu nieuczciwi po ślubie, wobec swego współmałżonka. Ankiety wśród małżeństw rozwiedzionych wykazują, że rozpoczęli oni współżycie przed ślubem. współżycie przed ślubem robi z was egoistów, którzy w życiu szukają tylko siebie, a seks stawiają jako autonomiczną wartość, ponad innymi. Nauczycie się traktować płciowość, swoją i partnera, jako wspaniałą zabawkę, jako sposób na nudne życie, a w konsekwencji - co widzicie w życiu - zawierane będą małżeństwa między osobami nie dobranymi, jedynie po to, aby dziecko miało [LINK] Mań. odpowiedział(a) o 17:48 wg. mnie oczywiście, jest to, że przed ślubem gdy ktoś zacznie współżyć, i nadejdzie niechciana ciąża, większość facetów odejdzie szukać kolejnej ofiary, zostawiając tą dziewczynę, kobietę zdaną wyłącznie na siebie. po ślubie to raczej co innego, bo to chyba normalne, że małżeństwa planują dzieci. :) Emilli^^ odpowiedział(a) o 17:48 Bo można zajść w ciąże przed slubem a potem cie kolo zostawi niewiem :D 1. To grzech2. Można zajść w ciąże (nawet z zabezpieczeniem) co wróżyłoby kłopoty bo jedna ze stron zwykle ucieka od odpowiedzialności, albo zabija się niewinną istotę3. Niektórzy wchodzą w związek tylko po toby pobawić się drugą osobą i wykorzystać ją seksualnie, a potem zwiać do innych partnerów, lub zrobić to jeszcze parę razy jak było fajnie i rozstać się krzywdząc tym samym drugą osobę którą dało się namówić do tego czynu ... Często kończy się to w takich sytuacjach depresją, poczuciem winy i utratą własnej wartości 4. Można zarazić się chorobą ukrytą przez partneraPo ślubie kłopoty są wyeliminowane :1. Oczywiście nie ma grzechu2. Zazwyczaj małżonkowie są gotowi na dzieci i robili to starając się o nie 3. Wątpię by ktoś kto chce tylko wykorzystać drugą osobę czekałby do ślubu 4. Po ślubie raczej małżonkowie są gotowi do ryzyka i nie ukrywają przed sobą takich rzeczy jak choroby przenoszące się przez stosunek bo baliby się okłamać tak okrutnie drugą osobęWychodzi na to że lepiej po ślubie :) Elis odpowiedział(a) o 17:59 szczerze mówiąc nie widzę takich ;) Uważasz, że ktoś się myli? lub
Dlaczego nie współżyć przed ślubem E-mail Szczegóły Kategoria: Drogowskazy u progu dojrzałosci Ja zawsze marzyłem o tym, by ta chwila była wyjątkowa, żeby to nie było gdzieś tam w przysłowiowych krzaczkach, z pierwszą lepszą dziewczyną, i to w dodatku pod wpływem alkoholu. To mnie jakoś motywowało i trzymałem się. Były wprawdzie imprezy, alkohol, dziewczyny, ale wszystko do ustalonej granicy. W międzyczasie odkryłem piekło masturbacji i popadłem w bagno samogwałtu. Wreszcie spotkałem „inną” dziewczynę. Na początku naszej koleżeńskiej znajomości dużo się sprzeczaliśmy, wymieniając poglądy na świat. Ona motywowała mnie do pracy nad sobą i do tego, by pokazać jej, że nie każdemu facetowi chodzi tylko o to jedno. Powoli zdobywaliśmy swoje zaufanie i rodziła się nasza wzajemna sympatia. Któregoś dnia, a wyszło to tak „samo z siebie”, zostaliśmy parą. Byliśmy dla siebie pierwszymi tak poważnymi partnerami. Nasze częste spotkania i szczere rozmowy sprzyjały dobremu rozwojowi związku. Oboje bez żadnego bagażu z przeszłości, bez przykrych doświadczeń, poznawaliśmy się i uczyliśmy się siebie nawzajem. Świat nagle stał się taki piękny, wydawało się, że los nam siebie zesłał. Zauroczeni sobą po uszy, pewnego dnia wyznaliśmy sobie miłość. Wiem, że wymówiliśmy wtedy nasze szczere, wzajemne „kocham cię”. Mieliśmy do siebie ogromne zaufanie i szacunek. Po pewnym jednak czasie pocałunki i tulenie się do siebie przestało nam wystarczać. W naszych rozmowach co jakiś czas zaczął pojawiać się temat seksu. Szanowaliśmy się, ufaliśmy sobie, darowaliśmy więc swój skarb ukochanej osobie. Byliśmy niesamowicie szczęśliwi, zachwyceni tym, ale… w nas niepostrzeżenie się coś złamało, pękło ogniwo łańcucha pięknego uczucia. Oczywiście tego nie zauważyliśmy – byliśmy pewni, że wszystko jest na najlepszej drodze, i wciąż „pogłębialiśmy” w ten sposób nasze uczucie, szukając do tego okazji. Pierwszą oznaką rozkładu naszego związku były coraz większe różnice zdań i wynikające z nich sprzeczki, które bagatelizowaliśmy w imię tolerancji. Pewnego dnia, kiedy byliśmy już ze sobą półtora roku, po ostrej kłótni moja dziewczyna postanowiła ode mnie odejść; jak się później okazało – do faceta, który potrafił ją wysłuchać, zrozumieć i się nie kłócił. Potem podjęła próbę naprawy tego, co zburzyła. Spotykaliśmy się często, wiedząc jednak, że nie możemy sobie pozwolić na seks, skoro teoretycznie nie było naszego związku. Taka sytuacja trwała dwa lata, potem wróciliśmy do siebie. Zmuszeni wcześniej do wstrzemięźliwości, nadal strzegliśmy się nawzajem, by nie dopuścić do współżycia. Zaczęliśmy wspólną naprawę naszego związku. Wszystko szło w dobrą stronę, odbudowaliśmy zaufanie. Mimo to po dwóch latach trwania w czystości znowu się zagalopowaliśmy i wspólnie upadliśmy na dno. Brnęliśmy w grzech z najszczerszym przekonaniem, że idziemy w dobrą stronę. Powróciły sprzeczki. Tym razem pękł „spaw” na wcześniej rozerwanym, ale naprawionym przez nas łańcuchu. Rozmawialiśmy o wspólnej przyszłości, ale studia Kasi i mój długo utrzymujący się stan bezrobocia nie pozwalał nam na podjęcie jakichkolwiek działań, by wstąpić w sakrament małżeństwa. I tak sobie żyliśmy, korzystając z uciech cielesnych, nie dostrzegając „nowotworu”, który nas niszczył... Narastające spory tłumaczyliśmy tym, że życie to nie sielanka. Kłóciliśmy się, a zaraz potem się „godziliśmy” – i tak egzystowaliśmy w błędnym kole, nie dostrzegając swego egoizmu. Brak pracy wymusił na mnie przerwanie studiów zaocznych i odbycie służby wojskowej. Sytuacja rodzinna i finansowa Kasi zmusiła ją natomiast do podjęcia pracy. Znalazła etat barmanki. Wcale mi to nie odpowiadało, bo wiedziałem, że praca nocą, wśród luzackiego, podpitego towarzystwa, szczególnie mężczyzn, nie będzie miała dobrego wpływu na moją „połówkę”, ale nie miałem wyboru i musiałem to zaakceptować. Kiedy byłem w wojsku, widywaliśmy się średnio raz w miesiącu (dzieliło nas 150 km), a nasze uczucie zamiast kwitnąć, zaczęło chyba usychać. Moje życie kręciło się wokół służby, a moja Kasia, mając sporo wolnego czasu i szerokie pole do popisu, poszerzała znajomości, szczególnie wśród mężczyzn, którzy chcąc zyskać jej sympatię i uznanie, stosowali przeróżne chwyty; wpadła w wir życia towarzyskiego i zaczęła zmieniać swoje poglądy na życie, na innych, na mnie. Przyjechałem do domu na przepustkę. Nie mogłem się doczekać spotkania ze swoją ukochaną. Niestety, sprzeczki nas nie oszczędziły. Usłyszałem coś, czego nie spodziewałbym się usłyszeć w tym momencie… Po czterech latach bycia razem Kasia stwierdziła, że nie jest pewna, czy to ja jestem tą osobą, z którą chce iść przez całe życie. Początkowo jakoś to do mnie nie trafiało; próbowałem dojść do sedna sprawy, ale nic nie mogłem osiągnąć. Zapytałem, co dalej, i usłyszałem: „bądźmy razem jeszcze przez jakiś czas, ale nie wiem, co dalej, niczego nie obiecuję”. Miałem wrażenie, że sufit spadł mi na głowę. Próbowałem stawiać sprawę na ostrzu noża, by wymusić konkrety, ale znowu nic nie osiągnąłem. Przepustka się kończyła i musiałem wracać do służby, więc dla dobra sprawy dałem jej czas do namysłu – do następnej przepustki. Kiedy po miesiącu wróciłem, odczułem wielką obojętność Kasi wobec mnie. Nie umiałem zaakceptować takiego stanu rzeczy, dlatego wziąłem sprawy w swoje ręce. Zagroziłem rozstaniem. I co? Nie usłyszałem sprzeciwu… Świat mi się zawalił. Ona pozostała w swoim wirze życia, a ja, zdruzgotany, wracałem do szarej wojskowej rzeczywistości. Kasia skończyła studia, a ja dostałem długo wyczekiwaną, zdobytą modlitwą i ciężkimi staraniami pracę w służbie mundurowej. Niby więc osiągnęliśmy to, czego brakowało nam do postawienia kroku we wspólną małżeńską przyszłość, ale… niestety, nie było już nas. Ja pozostałem w swych rodzinnych stronach, a Kasia wyjechała za granicę. Minęły dwa lata. W międzyczasie miałem okazję ją spotkać, kiedy przebywała w Polsce na urlopie, ale to już była zupełnie inna kobieta, jakby odwrócona o 180 stopni, przemieniona przez zagraniczną rzeczywistość, laickie podejście do życia i pogoń za pieniądzem. Kiedy patrzę w przeszłość i rozmyślam nad przeżytym związkiem, odkrywam gorzką prawdę, że oboje doprowadziliśmy do tego, co się stało. Oboje, podejmując decyzję o przedmałżeńskim współżyciu, budowaliśmy w sobie egoizm, choć paradoksalnie wydawało nam się, że w ten sposób budujemy i cementujemy związek oparty na silnym uczuciu. Oboje zniszczyliśmy siebie, zniszczyliśmy to, co było w nas najpiękniejsze, zniszczyliśmy sobie przyszłość. Dziś jestem sam. Podjąłem decyzję o wstrzemięźliwości seksualnej aż do zawarcia sakramentu małżeństwa z kobietą, którą przeznaczy mi Bóg, o ile to jest Jego wolą. Chciałbym przynajmniej w jakiejś części obdarować ją swoją czystością i choć w części naprawić relację z moim Ojcem, który obdarował mnie sobą, dał mi piękne uczucia, a także wolną i nieprzymuszoną wolę. Ja jednak, zamiast okazać Mu wdzięczność i pomnażać otrzymane talenty, roztrwoniłem wszystko i dziś nie mam nic. Z wielkim bólem i palącym wstydem przyznam jeszcze, że tkwię w grzechu samogwałtu – w wielkim bagnie, z którego powoli wychodzę dzięki gorącej modlitwie, Eucharystii i ufności Ojcu, który pokonuje szatana. Myślę, że to moje doświadczenie i świadectwo da coś do myślenia tym, którzy pytają, dlaczego nie współżyć przed ślubem. Być może pomogę komuś podjąć decyzję… Mogę tylko przestrzec przed zgubą i modlić się o jasność myśli oraz trafność decyzji dla Was wszystkich. Niech Bóg będzie z Wami, niech Duch Święty pomaga rozwiązać Wasze trudne sytuacje i sprawy życiowe, a Święta Rodzina niech będzie dla Was wzorem. Szczęść Wam Boże! Bodek, 26 lat
Obaj autorzy są ludźmi młodymi i wbrew temu, co sądzi się o zakonnikach, nie oderwanymi od rzeczywistości. Jak sami mówią o sobie w jednym z kazań, ojciec Jakub był kiedyś gitarzystą w kapeli metalowej, a ojciec Leonard pasjonował się sportem... Jako osoby młode i spotykające się z osobami młodymi, starają się odpowiedzieć na nurtujące rozmówców pytania. A czasem są to pytania trudne. Dlaczego nie mogę uprawiać seksu przed ślubem z kimś, kogo kocham? Dlaczego nie mogę z nim mieszkać? Albo czy kopiowanie programów z internetu jest kradzieżą - i w takim razie grzechem? Obaj ojcowie odpowiadają zwięźle - i niestety stereotypowo. Jeżeli szukamy w ich słowach sensacji, zdecydowanie się rozczarujemy, bo w końcu obaj są przedstawicielami Kościoła i jako tacy muszą przedstawiać jego stanowisko. Stąd np. usprawiedliwiają i uzasadniają trudne (dla mnie przynajmniej, choć jestem osobą niepraktykującą) do zaakceptowania zachowania czy zasady, jak np. odmowę chrztu dziecka. Jednak jak sądzę, książeczka nie ma być dyskusją z poglądami, a właśnie wyrażeniem stanowiska. Ktoś chce wiedzieć, co Kościół mówi na temat sztuki? Proszę bardzo - mówi to i to. O wolnej woli? Nie ma sprawy. Czytelnikowi starszemu, który potrzebuje być przekonany do czyjejś racji książka zdecydowanie nie wystarczy, a może dać poczucie... hmm... unikania sedna rzeczy, krążenia po obrzeżach i ściemniania, ale sądzę, że nie do takiego czytelnika jest skierowana. A raczej do takiego, co wierzy ( a więc nie musi rozumieć), i którego tylko trzeba w tej wierze umocnić. Jeśli ma też trafić do osób młodych, to zdecydowanie też popieram jej myśl przewodnią - kochaj bliźniego samego jak siebie samego. Jedno należy zaliczyć książeczce na minus. Nie przekonuje mnie idea przenoszenia kazań z wersji filmowej na papier, a zwłaszcza w formie niezmienionej. Siła tego, co proponują ojciec Jakub Waszkowiak i ojciec Leonard Bielecki leży w bezpośrednim oddziaływaniu. Także w intonacji, mimice, gestach, zachowaniu, czego absolutnie nie oddaje pisanie w nawiasach "śmiech" czy temu podobne. Pozbawione tej otoczki kazania obu franciszkanów stają się co najmniej mało przekonujące. Zdecydowanie wolałabym - jeżeli już obaj ojcowie chcieli swoje nauki przelać na papier - aby nieco rozszerzyli argumentację, wydłużyli poszczególne kazania ( w końcu tym razem nie ogranicza nikogo czas antenowy) i - nie ukrywajmy - lepiej je stylistycznie dopracowali. Papier, choć daje możliwość powrotu do co ciekawszych fragmentów i wielokrotnego czytania, niestety też odsłania wszystkie niedoróbki.
Myślę, że to moje doświadczenie i świadectwo da coś do myślenia tym, którzy pytają, dlaczego nie współżyć przed ślubem. Być może pomogę komuś podjąć decyzję… Mogę tylko przestrzec przed zgubą i modlić się o jasność myśli oraz trafność decyzji dla Was wszystkich. Miłujcie się, 1/2007 Rozmawialiśmy o wspólnej przyszłości, ale studia Kasi i mój długo utrzymujący się stan bezrobocia nie pozwalał nam na podjęcie jakichkolwiek działań, by przyjąć sakrament małżeństwa. I tak sobie żyliśmy, korzystając z uciech cielesnych, nie dostrzegając „nowotworu”, który nas niszczył… Narastające spory tłumaczyliśmy sobie tym, że życie to nie sielanka. Kłóciliśmy się, a zaraz potem się „godziliśmy” – i tak egzystowaliśmy w błędnym kole, nie dostrzegając naszego pracy wymusił na mnie przerwanie studiów zaocznych i odbycie służby wojskowej. Sytuacja rodzinna i finansowa Kasi zmusiła ją natomiast do podjęcia pracy. Znalazła etat barmanki. Wcale mi to nie odpowiadało, bo wiedziałem, że praca nocą, wśród luzackiego, podpitego towarzystwa, szczególnie mężczyzn, nie będzie miała dobrego wpływu na moją „połówkę” – ale nie miałem wyboru i musiałem to zaakceptować. Kiedy byłem w wojsku, widywaliśmy się średnio raz w miesiącu (dzieliło nas 150 km), a nasze uczucie zamiast kwitnąć, zaczęło chyba usychać. Moje życie kręciło się wokół służby, a moja Kasia, mając sporo wolnego czasu i szerokie pole do popisu, poszerzała znajomości, szczególnie wśród mężczyzn, którzy chcąc zyskać jej sympatię i uznanie, stosowali przeróżne chwyty; wpadła w wir życia towarzyskiego i zaczęła zmieniać swoje poglądy na życie, na innych, na razu przyjechałem do domu na przepustkę. Nie mogłem się doczekać spotkania ze swoją ukochaną. Niestety, sprzeczki nas nie oszczędziły. Usłyszałem coś, czego nie spodziewałbym się usłyszeć w tym momencie… Po czterech latach bycia razem moja Kasia stwierdziła, że nie jest pewna, czy to ja jestem tą osobą, z którą chce iść przez całe życie. Początkowo jakoś to do mnie nie trafiało; próbowałem dojść do sedna sprawy, ale nic nie mogłem osiągnąć. Zapytałem, co dalej, i usłyszałem: „bądźmy razem jeszcze przez jakiś czas, ale nie wiem, co dalej, niczego nie obiecuję”. Miałem wrażenie, że sufit spadł mi na głowę. Próbowałem stawiać sprawę na ostrzu noża, by wymusić konkrety, ale znowu nic nie osiągnąłem. Przepustka się kończyła i musiałem wracać do służby, więc dla dobra sprawy dałem jej czas do namysłu – do swojej następnej po miesiącu wróciłem, odczułem wielką obojętność Kasi wobec mnie. Nie umiałem zaakceptować takiego stanu rzeczy, dlatego wziąłem sprawy w swoje ręce. Zagroziłem rozstaniem. I co? Nie usłyszałem sprzeciwu… Świat mi się zawalił! Ona pozostała w swoim wirze życia, a ja, zdruzgotany, wracałem do szarej wojskowej rzeczywistości.
Przejdź do treści Szukaj Zaloguj się Koszyk Zaloguj się Moda W obiektywie Suknie Ślubne Moda Męska Biżuteria i Dodatki Wokół ślubu Styl życia Zdrowie i uroda Podróże
dlaczego nie należy współżyć przed ślubem